Nigdy nie należałam do osób, które od początku grudnia przygotowują się do Świąt Bożego Narodzenia, ale zawsze je lubiłam. Z racji tego, że uwielbiam przebywać z ludźmi, szczególnie ważna w tym okresie była dla mnie ich bliskość. Zarówno rodziny jak i przyjaciół. Zawsze otaczał mnie tłum ludzi i przed każdymi świętami starałam się tak zorganizować czas, żeby wystarczyło go dla wszystkich. Wszystkich odwiedzić, wszystkim złożyć życzenia, wręczyć prezenty. Było dla mnie w tym coś szczególnie pięknego. Taka trochę magia.
Wszystko się jednak zmieniło kiedy się rozchorowałam i choroba na dobre uziemiła mnie w domu. Pierwsze “chore” święta można porównać do mocnego uderzenia o ziemię, kiedy spada się z gwiazd. Ciężko opisać moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że gdy leżę obolała w domu pod kroplówkami, pod tlenem i nie mam siły samodzielnie dojść do łazienki czy kuchni – nie odwiedził mnie nikt. Ludzie dzwonili, że przecież jestem chora, żebym odpoczywała. Składali życzenia i rzucali krótkie: “będzie dobrze” czy “spotkamy się innym razem” i odkładali słuchawkę. Słuchając świątecznych piosenek i patrząc na kolorowe reklamy w TV przedstawiające szczęśliwe rodziny, spędzające razem święta, czytałam skopiowane z internetu życzenia przesyłane smsem albo oglądałam “zabawne” grafiki na fb. Krótkie rymowanki, które się kopiuje i klika “wyślij wszystkim”. A przecież ja nie potrzebowałam odpoczynku w samotności czy tych rymowanek. Ja potrzebowałam swoich bliskich, których jak mi się do tej pory wydawało – miałam.
Fakt, że wszyscy dookoła byli przyzwyczajeni, że to ja jestem zawsze i wszędzie. Tak też sobie początkowo tłumaczyłam zaistniałą sytuację. Nie umiałam zrozumieć dlaczego poza mężem (wtedy jeszcze chłopakiem), rodzicami i psami – zostałam zupełnie sama. Mimo choroby, która już i tak wywróciła mój świat do góry nogami, pojawiła się jeszcze samotność i ogromne poczucie pustki. To jest takie uczucie, które zrozumieją chyba tylko osoby przewlekle chore, które muszą walczyć nie tylko o życie, ale też o godność i o swoje prawa z otaczającym światem. Zaczęłam obwiniać siebie i zastanawiać się co zrobiłam źle. Analizować czy coś złego powiedziałam. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi.
Kolejne święta były jeszcze gorsze. Ludzie już nawet do mnie nie dzwonili. Jakbym nagle stała się niewidzialna. Nie chciałam psuć tego okresu osobom, które były przy mnie (czyli wyżej wymienionej trójce) więc tłumaczyłam sobie, że w końcu przecież nie jest tak źle. Jestem w domu. To nie są te święta, które spędzałam w szpitalu jako jedyna na oddziale, gdzie smutna choinka stojąca na korytarzu kiedy jechałam na wózku do ubikacji, przyprawiała mnie o dreszcze. Nie płakałam, nie narzekałam, starałam się przetrwać samotność, której tak kiedyś nienawidziłam i zrozumieć co się w moim życiu stało.
Pojedyncze miłe słowa, które wtedy usłyszałam od ludzi, pamiętam do dzisiaj. Pewnie większości wyda się to głupie, ale czułam się tak bardzo nieważna, że w moim sercu jest każda osoba od której wtedy usłyszałam ciepłe słowo. Słowa za którymi stoją dobre intencje – mają moc. Potrafią dać wiarę i pomagają przetrwać. Tak myślę.
Niedługo kolejne święta. Miałam dużo czasu żeby przemyśleć pewne sprawy, ale do dzisiaj nie rozumiem wszystkiego. Pogodziłam się z tym, że nie mam już rodziny i ludzi, których kiedyś nazywałam “przyjaciółmi”. Przez okres chorowania poznałam inne osoby, nawiązałam inne relacje. Myślę, że dużo głębsze. Od tej pory to ci ludzie są moją rodziną. W końcu przyjaciele to rodzina, którą wybieramy sobie sami.
Moje święta bardzo odbiegają od tradycyjnych świąt, ale dziękuję każdej osobie, która sprawiła, że moje życie jest łatwiejsze i pomaga mi przetrwać trudny okres. Mojemu mężowi, który jest ze mną zawsze, bez względu na wszystko. Moim rodzicom, którzy od najmłodszych lat starają się mi pokolorować świat. Mojej genetycznej bliźniaczce, którą udało mi się odnaleźć i do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak ona istnieje. Moim przyjaciołom, na których wiem, że mogę liczyć. I moim psom, które dają mi wiarę w to, że na świecie istnieją jeszcze istoty zupełnie czyste i piękne.
Pamiętajcie, święta to piękny czas. Chociaż świętem tak naprawdę powinien być każdy dzień. Pamiętajcie o swoich bliskich. Nie zapominajcie o ludziach i zwierzętach. Czasami Wasza obecność w ich życiu jest jedynym czego tak naprawdę potrzebują. I najpiękniejszym prezentem, jaki możecie im ofiarować.
Wiem, że nie ma nic gorszego niż “dobre rady”, ale mam kilka, które nie muszą wydawać się mądre, być może zostaną zrozumiane tylko przez wąski krąg odbiorców, ale płyną prosto z serca więc chciałabym się nimi z Wami podzielić:
- Nie narzekaj, że musisz sprzątać przed świętami, tylko ciesz się, że jesteś na tyle sprawny, że możesz to zrobić.
- Nie narzekaj, że są takie kolejki w sklepach i tak duże korki na drodze, tylko doceniaj to, że masz na tyle siły, że możesz wstać i wyjść z domu.
- Nie martw się, że przytyjesz przez święta, tylko ciesz się, że możesz wszystko jeść.
- Nie marudź, że ciocia Krysia obślini Cię dając buziaka w policzek, a wujek Władek rzuci jakiś zupełnie absurdalny komentarz, tylko doceniaj to, że chcą być obok i spędzać ten czas z Tobą.
- Bez względu na to czy lubisz święta czy nie i jak je spędzasz, doceniaj wszystko to, co masz, bo być może jest to wszystko, czego potrzebujesz do szczęścia.
Ciepłych, pełnych miłości świąt Kochani!
Fot. Aleksandra Steć